jednak najbardziej w ziemie wbija wzrok tego ptactwa;)
robi się ciekawiej… zabawy ptactwa i słonia… do czasu aż paw obrywa trąba od słonia i ucieka z podkulonym ogonem
;)
kociaki
i misie
i ulubione żyrafy… to przynajmniej 30 min z głowy
;)
jest też przyjazny skoczek
;)
to na szczęście jest za szybą
Żółw wielki
W ogóle zoo jest bardzo przyjazne dla małych zwiedzających, zresztą nie tylko dla nich, co widać na zdjęciu;) Można poczuć się np. jak surokatka
;)
i pierwszy raz chyba pingwiny widziane nie zza szyby. Zazdrościliśmy im tylko wentylatorów i nawiewów
;)
i jeszcze jedne pierwszy raz, widziany nie w pawilonie nocnych zwierząt
jednak największe zbiorowisko widzów, jak zawsze przyciąga dział małp, orangutanów i innych goryli.. daj piątaka
;)
myśliciel.. całkiem inteligentny… zdobywał wszystkie rzucone marchewki.. nawet jak były poza jego zasięgiem potrafił znaleźć patyk i nim przyciągnąć do siebie
a to zdjęcie pozostawimy bez tytułu
i jeszcze rodzinne
;)
i chwil kilka.. naście.. dziesiąta później lądujemy na parkingu… a tam istna walka o miejsca parkingowe… jak dobrze, że przyjechaliśmy tutaj rano;) Czy to już koniec? Wtedy w oczy rzuca nam się tabliczka z napisem „lions”. Obieramy więc wskazany kierunek
zaraz przy wjeździe zostajemy należycie przywitani.. jak na gości przystało… daj buziaka…
podrzucicie mnie do następnego skrzyżowania?... czyli zabawy z zebrą
:D
a teraz co… zamykają nas w klatce. Dwie bramy.. za pierwszą wpuszczają parę samochodów, zamykają i dopiero otwierają drugą… tu okna decydujemy się już zamknąć
Głodne chyba nie były bo leżały spokojnie, a wokół można było dostrzec mały drucik… pewnie pod napięciem
;) Przy wyjeździe ta sama sztuczka z bramą. Koniec… to nie może być prawdą! żyrafy! żyrafy na wolności!! … nie było prawdą… Oddzielone jakimiś patyczkami, tak ze widać je mniej niż w zoo, szkoda… a już była taka radość.
Teraz trzeba się dostać do centrum… postanawiamy zacząć od wybrzeża. Czasu jest mało więc nie ma co biegać, żeby zobaczyć co się da… ma być przyjemnie i relaksująco. Samochód zostawiamy na dużym bezpłatnym parkingu zaraz za promenadą.
dlatego chwile później lądujemy na ścieżce rowerowej wzdłuż wybrzeża…
mając kartę kredytową, wypożyczenie roweru zajmuje 2 min… koszt to opłata rejestracyjna 17NIS… każde pierwsze pół godziny jest bezpłatne. Później wystarczy rower oddać na 15 min i znowu zyskujemy 30 min jazdy gratis… można tak w kółko… lub za niewielka opłatą jeździć cały dzień. My na przykład wykorzystywaliśmy 15 min na piwko na plaży:)
Siec ścieżek jest super rozwinięta, dwupasmówki, światła, urok miejsca… czad!
i dość sporo stacji rowerowych
stare delfinarium
a to już widok z drogi do starej Jaffy
oddajemy rowerki i już pieszo robimy krótki spacer po starej Jaffie
Tu łapie nas mały głód, wtedy przypominamy sobie o wielkim hangarze przy promenadzie i długiej kolejce Tak trafiamy do restauracji The Old Man and the Sea. Jest to restauracja w hangarze, który może pomieści ok 400 osób. Jednak mimo to jest długa kolejka, jednak rozegrali to świetnie. Podajesz swoje imię oraz liczbę osób na jaki chcesz stolik, zapisują w kajeciku i w kolejności wołają do zwalniających się stolików. Czas oczekiwania na stolik: ok 10 min (w sezonie pewnie dłużej). Cena niemała, bo 99NIS/os - wybierasz rodzaj mięsa, ryby lub owoce morza a do tego pita, 20 rodzajów przystawek (zgodnie z menu, my dostaliśmy więcej) i dzban pysznej lemoniady. Nie do przejedzenia, a jak czegoś zabraknie to prosisz i donoszą. Nam nie udało się skorzystać, a raczej nasze żołądki powiedziały nie.
Czas goni, musimy kończyć ucztę dla podniebienia… w planie mamy zaliczyć jeszcze najwyższy wieżowiec i taras widokowy. Jednak z racji szabatu natrafiamy na puste centrum handlowe. Jednak udaje nam się wjechać windą na 49 piętro… szkoda, że drzwi na taras widokowy prowadzą przez restauracje, która w sobotę otworzą dopiero o 19
:( Cała operacja zajęła nam może 20 min, dlatego zaskoczyła nas cena za bilecik parkingowy, 12NIS. Zapłaciliśmy… niepotrzebnie, bo szlaban otworzył się jak tylko pod niego podjechaliśmy.
I tak kończy się nasz przygoda z Izraelem, oddajemy samochód do wypożyczalni i busem docieramy na lotnisko. Kontrola przy wylocie większa niż przy przyjeździe, dzielą nas na dwie grupy dwuosobowe i zaczyna się seria pytań, jak długo się znacie, czy w PL mieszkacie razem, czy cały czas podróżowaliście razem, czy jesteście pewni, ze nic Wam nikt nie podrzucił do bagażu etc. Formalności za nami, jeszcze tylko nadać bagaż. Nie może być za łatwo… kontrola wykazuje jakiś niezidentyfikowany obiekt w naszym bagażu rejestrowanym. Wszystko fajnie.. tylko nasz bagaż jest już ostrechowany (zamek bagażu uległ uszkodzeniu), a resztkę stretchu zostawiliśmy w busie. Jednak Pan kontrole informuje, żebyśmy się nie martwili jak będzie trzeba otworzyć to później pomogą nam zapakować:) Wspominaliśmy już, że bardzo pomocnych i przyjaznych ludzi spotykaliśmy w Izraelu?
:) Zaczynają się pytania… czy macie jakieś pamiątki… jedyne co przychodzi nam na myśl to parę muszelek. Tu pada dokładniejsze pytanie…a z morza martwego? Wtedy olśnienie, mamy kawałek soli oderwany z kamieni na skraju Morza Martwego. Szybkie pytanie czy kupiliśmy, dostaliśmy czy sami zabraliśmy? Chwila zawahania, odpowiadamy zgodnie z prawdą… możecie jechać, uff
;) Bye bye Izrael…
Relacja super, nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Sam lecę w podróż podobną trasą za dwa dni. Czy karta wstępu do parków za 110 NIS umożliwia także wjazd kolejką do Masady?
Ami921 napisał:wiecie może ile kosztuje wjazd kolejką na szczyt Masady?Prawdopodobnie wstęp to NIS 25 ($6.25/£3.10), dzieci za pół ceny.Zaś w wersji z kolejką linową NIS 66 ($17/£8.25). Kolejka działa od 8-mej do 16-tej, w piątek do 14-tej, w sobotę nie działa.
Relacja fajna, widać że się zbytnio nie forsowaliśćie
;) Jaki samochód dostaliście za 500zł?Przy okazji morze martwe nie jest najniższym punktem na ziemi
:ugeek:
vincenz napisał:Relacja super, nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Sam lecę w podróż podobną trasą za dwa dni. Czy karta wstępu do parków za 110 NIS umożliwia także wjazd kolejką do Masady?Niestety nie.Ami921 napisał:wiecie może ile kosztuje wjazd kolejką na szczyt Masady?Sami tego nie sprawdziliśmy, ale z informacji znalezionych w necie przed wyjazdem: wjazd i zjazd kolejka ok.72NIS (inne źródła mówiły o 49NIS), sam wjazd i zejście samemu to 54NIS (rozumiem, że obie ceny zawierają już wstęp na Masade). Sam bilet wstępu to koszt ok. 23-29NIS. Tutaj też są jakieś pakiety http://masada.org.il/endlugi_szmul napisał:Relacja fajna, widać że się zbytnio nie forsowaliśćie
;) takie było założenie przy podróżowaniu w 4 osoby:) Gdybyśmy podróżowali w dwójkę wakacje na pewno byłyby bardziej aktywne;) Z jednej strony ominęliśmy dość sporo atrakcji, które były na naszej liście i tego żałujemy (dlatego w relacji wypisuje też punkty/atrakcje, które chcieliśmy zobaczyć a musieliśmy odpuścić), ale z drugiej strony nie żałujemy braku wakacji w trybie turbo;)A z każdym dniem będzie jeszcze spokojniej, ale moim zdaniem równie ciekawie, a nawet ciekawiej
:)dlugi_szmul napisał:Jaki samochód dostaliście za 500zł?Zakupiliśmy opcję najtańszą czyli samochód grupy A Suzuki Alto 1.0, dostaliśmy klasę wyżej czyli Samochód grupy B - Hyundai i10dlugi_szmul napisał:Przy okazji morze martwe nie jest najniższym punktem na ziemi
:ugeek:Najniższym punktem na Ziemi jest wybrzeże Morza Martwego, tak lepiej?
;)
Ja czytam!Czekam niecierpliwie na ostatni odcinek! Sporo nowych informacji u Was znalazłem, przydadzą się bardzo bo za 12 dni wyruszam na podbój Izraela.
W naszym przypadku kontrola na lotnisku trwała prawie 3 godz.,pytania kontrolerki dotyczyły przede wszystkim mojej relacji z moja dziewczyna - kim dla siebie jesteśmy,jak dlugo jesteśmy razem,jakie mamy plany etc. Dziwne,o sensie bardzo osobiste,ale ok. Dopiero później padły pytania co wywozimy i czy sami to kupiliśmy czy od kogoś dostaliśmy. Mieliśmy ze sobą oliwki i humus i właśnie puszka z oliwkami wzbudzała największe podejrzenia
;)Wysłane z mojego GT-I9300 przy użyciu Tapatalka
Myślę, że spokojnie. Sami czasami naciągaliśmy linki przy użyciu kamieni, bo ziemia była zbyt twarda na wbicie śledzia
:)Inna rzecz, że z jednej super miejscówki musieliśmy zrezygnować z powodu podłoża, które nie pozwalało na wbicie śledzia a wiatr był na tyle silny, że bez tego ani rusz.
Mam pytanie o to wejście na Masadę od strony wschodniej, czyli to po którym wchodziliście. Czy trudne jest to podejście, czy są schody, a jak są to czy dużo? W porównaniu do np Ait Benhaddou (widzę że byliście tez w Maroku) jest o wiele bardziej męczące? Chcemy zobaczyć wschód słońca z Masady, więc nie możemy wykorzystać kolejki linowej, tylko będziemy musieli tułać się po ciemku po tej ścieżce, a że tymczasowo kończyny nam niedomagają, to upewniam się że jest to wykonalne.
jotpol napisał:Mam pytanie o to wejście na Masadę od strony wschodniej, czyli to po którym wchodziliście. Czy trudne jest to podejście, czy są schody, a jak są to czy dużo? W porównaniu do np Ait Benhaddou (widzę że byliście tez w Maroku) jest o wiele bardziej męczące? Chcemy zobaczyć wschód słońca z Masady, więc nie możemy wykorzystać kolejki linowej, tylko będziemy musieli tułać się po ciemku po tej ścieżce, a że tymczasowo kończyny nam niedomagają, to upewniam się że jest to wykonalne.To są dwa różne podejścia. Na Masadę jest zdecydowanie dłuższe i stopnie są tylko na samym końcu. Najgorszy w podejściu był upał, jeśli będziesz robił to wcześnie rano ta część minusów Cię ominie (a polecam udać się tam na wschód, my niestety tego nie zrobiliśmy i żałowaliśmy). ścieżka ma długość ok 2km i zgodnie z tablica informującą wyjście tą ścieżka to ok 700kroków. Dla nas wyjście nie było męczące (tylko ten upał), ale piszesz, że masz jakieś problemy więc niestety trudno mi ocenić na ile Ci zdrowie pozwoli. Zawsze możesz spróbować i w ostateczności poczekać na kolejkę.jak możemy jeszcze jakoś pomóc to pisz
:)
jednak najbardziej w ziemie wbija wzrok tego ptactwa;)
robi się ciekawiej… zabawy ptactwa i słonia… do czasu aż paw obrywa trąba od słonia i ucieka z podkulonym ogonem ;)
kociaki
i misie
i ulubione żyrafy… to przynajmniej 30 min z głowy ;)
jest też przyjazny skoczek ;)
to na szczęście jest za szybą
Żółw wielki
W ogóle zoo jest bardzo przyjazne dla małych zwiedzających, zresztą nie tylko dla nich, co widać na zdjęciu;) Można poczuć się np. jak surokatka ;)
i pierwszy raz chyba pingwiny widziane nie zza szyby. Zazdrościliśmy im tylko wentylatorów i nawiewów ;)
i jeszcze jedne pierwszy raz, widziany nie w pawilonie nocnych zwierząt
jednak największe zbiorowisko widzów, jak zawsze przyciąga dział małp, orangutanów i innych goryli..
daj piątaka ;)
myśliciel.. całkiem inteligentny… zdobywał wszystkie rzucone marchewki.. nawet jak były poza jego zasięgiem potrafił znaleźć patyk i nim przyciągnąć do siebie
a to zdjęcie pozostawimy bez tytułu
i jeszcze rodzinne ;)
i chwil kilka.. naście.. dziesiąta później lądujemy na parkingu… a tam istna walka o miejsca parkingowe… jak dobrze, że przyjechaliśmy tutaj rano;) Czy to już koniec? Wtedy w oczy rzuca nam się tabliczka z napisem „lions”. Obieramy więc wskazany kierunek
zaraz przy wjeździe zostajemy należycie przywitani.. jak na gości przystało… daj buziaka…
podrzucicie mnie do następnego skrzyżowania?... czyli zabawy z zebrą :D
a teraz co… zamykają nas w klatce. Dwie bramy.. za pierwszą wpuszczają parę samochodów, zamykają i dopiero otwierają drugą… tu okna decydujemy się już zamknąć
Głodne chyba nie były bo leżały spokojnie, a wokół można było dostrzec mały drucik… pewnie pod napięciem ;)
Przy wyjeździe ta sama sztuczka z bramą. Koniec… to nie może być prawdą! żyrafy! żyrafy na wolności!! … nie było prawdą… Oddzielone jakimiś patyczkami, tak ze widać je mniej niż w zoo, szkoda… a już była taka radość.
Teraz trzeba się dostać do centrum… postanawiamy zacząć od wybrzeża. Czasu jest mało więc nie ma co biegać, żeby zobaczyć co się da… ma być przyjemnie i relaksująco. Samochód zostawiamy na dużym bezpłatnym parkingu zaraz za promenadą.
dlatego chwile później lądujemy na ścieżce rowerowej wzdłuż wybrzeża…
mając kartę kredytową, wypożyczenie roweru zajmuje 2 min… koszt to opłata rejestracyjna 17NIS… każde pierwsze pół godziny jest bezpłatne. Później wystarczy rower oddać na 15 min i znowu zyskujemy 30 min jazdy gratis… można tak w kółko… lub za niewielka opłatą jeździć cały dzień. My na przykład wykorzystywaliśmy 15 min na piwko na plaży:)
Siec ścieżek jest super rozwinięta, dwupasmówki, światła, urok miejsca… czad!
i dość sporo stacji rowerowych
stare delfinarium
a to już widok z drogi do starej Jaffy
oddajemy rowerki i już pieszo robimy krótki spacer po starej Jaffie
Tu łapie nas mały głód, wtedy przypominamy sobie o wielkim hangarze przy promenadzie i długiej kolejce
Tak trafiamy do restauracji The Old Man and the Sea. Jest to restauracja w hangarze, który może pomieści ok 400 osób. Jednak mimo to jest długa kolejka, jednak rozegrali to świetnie. Podajesz swoje imię oraz liczbę osób na jaki chcesz stolik, zapisują w kajeciku i w kolejności wołają do zwalniających się stolików. Czas oczekiwania na stolik: ok 10 min (w sezonie pewnie dłużej). Cena niemała, bo 99NIS/os - wybierasz rodzaj mięsa, ryby lub owoce morza a do tego pita, 20 rodzajów przystawek (zgodnie z menu, my dostaliśmy więcej) i dzban pysznej lemoniady. Nie do przejedzenia, a jak czegoś zabraknie to prosisz i donoszą. Nam nie udało się skorzystać, a raczej nasze żołądki powiedziały nie.
Czas goni, musimy kończyć ucztę dla podniebienia… w planie mamy zaliczyć jeszcze najwyższy wieżowiec i taras widokowy. Jednak z racji szabatu natrafiamy na puste centrum handlowe. Jednak udaje nam się wjechać windą na 49 piętro… szkoda, że drzwi na taras widokowy prowadzą przez restauracje, która w sobotę otworzą dopiero o 19 :( Cała operacja zajęła nam może 20 min, dlatego zaskoczyła nas cena za bilecik parkingowy, 12NIS. Zapłaciliśmy… niepotrzebnie, bo szlaban otworzył się jak tylko pod niego podjechaliśmy.
I tak kończy się nasz przygoda z Izraelem, oddajemy samochód do wypożyczalni i busem docieramy na lotnisko.
Kontrola przy wylocie większa niż przy przyjeździe, dzielą nas na dwie grupy dwuosobowe i zaczyna się seria pytań, jak długo się znacie, czy w PL mieszkacie razem, czy cały czas podróżowaliście razem, czy jesteście pewni, ze nic Wam nikt nie podrzucił do bagażu etc. Formalności za nami, jeszcze tylko nadać bagaż. Nie może być za łatwo… kontrola wykazuje jakiś niezidentyfikowany obiekt w naszym bagażu rejestrowanym. Wszystko fajnie.. tylko nasz bagaż jest już ostrechowany (zamek bagażu uległ uszkodzeniu), a resztkę stretchu zostawiliśmy w busie. Jednak Pan kontrole informuje, żebyśmy się nie martwili jak będzie trzeba otworzyć to później pomogą nam zapakować:) Wspominaliśmy już, że bardzo pomocnych i przyjaznych ludzi spotykaliśmy w Izraelu? :) Zaczynają się pytania… czy macie jakieś pamiątki… jedyne co przychodzi nam na myśl to parę muszelek. Tu pada dokładniejsze pytanie…a z morza martwego? Wtedy olśnienie, mamy kawałek soli oderwany z kamieni na skraju Morza Martwego. Szybkie pytanie czy kupiliśmy, dostaliśmy czy sami zabraliśmy? Chwila zawahania, odpowiadamy zgodnie z prawdą… możecie jechać, uff ;)
Bye bye Izrael…