Idziemy szlakiem zielonym, a wracamy czarnym – w większości drogi te się pokrywają, tylko przez mały jego fragment zielony biegnie dnem kanionu, a czarny górą.
Momentami droga dnem kanionu jest całkiem ciekawa
a to już w drodze na górę kanionu
krótka zabawa z cieniem
i powrót do Eilatu (polecamy wizytę wcześniej, kanion oświetlany promieniami słońca z pewnością wygląda jeszcze lepiej)
W planie było ruszenie na północ, aby omówić plan idziemy na kawkę do McDonald, a tam taka codzienność;)
Po sprawdzeniu pogody na najbliższe dni nad morzem śródziemnym decydujemy się jednak zostać w Eilat i poleniuchować dzień dłużej.
Wracając z Czerwonego kanionu, naszą uwagę przykuwa super ulokowane pole namiotowe i jak się okazuje wracamy tutaj ok 21.00. I to był zły znak! Zgodnie z zasadą, że rozbijamy się po 22, miejsce to okazuje się nie być naszym docelowym. Niestety! Już wyobrażałam sobie zachód słońca w tych pięknych okolicznościach górskich. Podłoże okazuje się tak twarde, że o wbiciu śledzia można zapomnieć. Wiatr jest tak silny, że o utrzymaniu namiotu bez śledzi, nie mówiąc o jego rozbiciu możemy pomarzyć:/ Szkoda. Przy próbie rozbicia namiotu znajdujemy jednak nasza polską pięciozłotówkę (chyba trochę tu leży)
chcąc/nie chcąc wracamy do naszego miejsca noclegowego z poprzedniej nocy.
CDNDzień kolejny czyli lenistwa ciąg dalszy, będzie krótko
:)
Dziś postanowiliśmy poplażować na przeciwległym brzegu Morza Czerwonego i przekroczyć granicę z Jordanią. Jednak jak szybko wczoraj wieczorem taką decyzję powzięliśmy, dziś po przyjechaniu na granicę równie szybko z niej zrezygnowaliśmy. Okazało się, że przejazd na drugą stronę to koszt 200NIS/os. Nie jest to opłata wizowa, a opłata za wjazd 100NIS i drugie 100NIS w drodze powrotnej, za wyjazd. Szybka kalkulacja, 200NIS*4os, jakieś 4-5h, Aqaba i rafa koralowa po drugiej stronie, nie dziękujemy. Aqabe podziwiamy z daleka
;)
Jak ktoś jest zainteresowany, w pobliży granicy z Jordania znajduje się Park Migracji Ptaków
:)
Pozbawieni możliwości odwiedzenia Jordanii, udajemy się na plaże w okolice centrum nurkowego, gdzie odpoczywamy do późnych godzin popołudniowych. Zdjęć brak
:) Bedzie natomiast zdjęcie pysznego dużego kebaba przy głównym deptaku w Eilat (bliżej końca ulicy derech Pa'amei HaShalom). Koszt to 35NIS naleśniku, w bułce ok.10NIS taniej. Polecamy tego pierwszego, mimo, że byliśmy bardzo głodni, nie byliśmy w stanie zjeść całego. Z naszym polskim kebabem nie miał on nic wspólnego. Nie stosują tutaj techniki - upchaj sałaty, zaoszczędzisz na mięsie. Ten kebab to mięso, dużo mięsa! A dodatki i sosy wybierasz sobie sam i ile chcesz:)
Najedzeni ruszamy w kierunku Timna Park, jednak tam nie docieramy, przynajmniej teraz
:) Mamy już za sobą ok 500km, po drodze mijaliśmy kilkadziesiąt, jak nie setki kierunkowskazów na różne "atrakcje", o których nie słyszeliśmy, a przewodniki o nich milczą. I tak spontaniczna decyzja, skręcamy w drogę za pierwszym kierunkowskazem jaki się pojawi na naszej trasie. Długo nie musimy czekać
:) Shehoret canyon. Jedziemy! oczywiście zgodnie z zasadą z wypożyczalni no off-road:)
Po drodze robimy jeszcze zdjęcie mapki, która przyprawia nas nie mal o łzy. Gdzie są nasze rowery?! Byłoby gdzie i ciekawie pojeździć! Mapka ma jednak jeden mały minus, nie ma na niej zaznaczonych szlaków.
aż dojeżdżamy do punktu, gdzie dalej jechać się nie da.
Obieramy więc pieszy szlak do Shehoret canyon (szlak zielony). Droga od samego początku wiedzie pięknym dnem kanionu.
Idziemy tak przed siebie, nie wiemy czy szlak gdzieś zawija czy nie, czy doprowadzi nas do naszego parkingu czy będziemy musieli zawróci tą samą drogą. Przy każdym zakręcie mówimy sobie, jeśli za nim droga nie zakręca, zawracamy.
Słowa jednak za każdym razem nie dotrzymujemy i idziemy dalej. Całe szczęście. Dochodzimy do pięknego otwartego dna kanionu, z każdej strony otoczonego pięknymi górami.
Do wyboru mamy zawrócić, iść przed siebie lub szlakiem czerwonym w prawo. Wybieramy opcję ostatnią. Mamy nadzieje, że szlak później zakręci w prawo jeszcze dwa razy;) Teraz musimy podążać szlakiem czerwonym, który początkowo biegnie lekko w górę
idziemy na szczyt tej ścieżki, by na jej końcu podziwiać takie oto widoki w świetle zachodzącego słońca:) jest pięknie!
Zachód słońca za nami, nadal nie wiemy czy droga zaprowadzi nas na parking, humory nam dopisują więc w sumie średnio się tym przejmujemy
:) W końcu pojawia się długo wyczekiwany zakręt!
Chwile później, po zejściu ponownie do podnóża gór przejścia kilkuset metrów po płaskim, otwartym terenie widzimy kolejny zakręt, tym razem musimy podążyć szlakiem czarnym. Jakieś 15 min spacerkiem i docieramy do parkingu, yupi! Startowaliśmy z dna kanionu, wróciliśmy u góry.
Podsumowując trasę, szlak: zielony-czerwony-czarny, a na endomondo wyglądało to tak
Korzystając ze zdjęcia wcześniej zrobionej mapki stwierdzamy, że przy Timna Park jest pole namiotowe. Idealnie. Na miejsce docieramy przed 22... zastanawiające, chyba nie będzie dane nam tu dzisiaj spać;) i tak też się dzieje, pole namiotowe jest na terenie Parku, do którego wstęp jest tylko do 16:) Zawracamy, po drodze mijaliśmy jakieś zabudowania, może tam się uda. Brama, drut kolczasty, droga jednokierunkowa, zakaz wjazdu... decyzja może być tylko jedna, wjeżdżamy
:)
Tym samym trafiamy do kibbutz Elifaz, czyli zamkniętej komuny, ale o tym dowiadujemy się później. Po przekroczeniu bramy próbujemy znaleźć jakiegoś mieszkańca,chcąc zapytać o możliwość rozbicia namiotu, jednak poza dwoma chińczykami, pustki. Błądząc ulicami kibbutzu trafiamy do stołówki, gdzie dobry kucharz uzupełnia nasze płyny i częstuje woda mineralną oraz sokiem na wynos;) Ruszamy na dalszy spacer, udaje nam się złapać jakąś kobietę i to mówiącą bardzo dobrze po angielsku. Jednak sama nie może udzielić nam odpowiedzi na pytanie czy możemy tu zostać, ale wykonuje kilka telefonów w tej sprawie. Jako, że jesteśmy płeć mieszana i mamy samochód, odmawiają. Na terenie przebywa jakaś grupa młodzieży i ich opiekun nie godzi się, aby "doświadczyli" widoku par;)
PS. Tak wyglądał Elifaz następnego dnia, kiedy przyjechaliśmy tutaj ponownie
:)
Zgodnie z radą kobiety ruszamy dalej na północ. Gdzie mamy spróbować szczęścia w innym kibbutzu, do którego niestety nie udaje nam się dostać. I tak trafiamy pod bramę Hai Bar Yotvata. Jednak i tutaj godziny otwarcia są dla nas niesprzyjające (swoją drogą, za każdym razem bawi nas sposób podawania godzin otwarcia, od tyłu)
Jest już po 22, więc postanawiamy, że nie poddamy się tak łatwo;) Za bramą widzimy kolejna grupę młodych osobników, jednak nikt nie reaguje na nasze wołania. Wtedy orientujemy się, że kłódka na bramie jest tylko dla picu. Wystarczy podnieść drążek i brama magicznie się otwiera:) bez zastanowienia zostawiamy samochód za bramą i wyruszamy w poszukiwaniu zgody na rozbicie namiotów. I znajdujemy, w skrócie nasza rozmowa przebiega tak:
- witamy, czy możemy tutaj przenocować? - A jak Państwo się tutaj dostali? - Przez bramę - jak to? Mh, ktoś musiał zapomnieć zamknąć - yhy... otwarta była (brak zawahania był tutaj konieczny)
I tak udaje nam się znaleźć kolejne miejsce noclegowe
W ciągu nocy dobiegają nas dziwne, zwierzęce odgłosy. Rano wszystko się wyjaśnia.. parę kroków od naszego namiotu dostrzegamy tabliczkę... zakaz wejścia, niebezpieczne zwierzęta...
;)
cdnW nocy zdąrzyliśmy się zaprzyjaźnić z dziwnymi odgłosami, dlatego postanawiamy skorzystać z kolejnego bloczka na zielonej karcie i odwiedzić zwierzynę osobiście:) Wjazd do parku Hai-Bar Yotvata możliwy jest tylko własnym samochodem, a wstęp bez karty to koszt ok 35NIS/os. Zwiedzanie składa się z dwóch części: pierwsza część to mini safari, gdzie po ogrodzonym terenie jeździ się autem, a zwierzęta chodzą "swobodnie" obok/między samochodami, druga część przypomina ZOO. Rezerwat został założony w celu wspierania hodowli zwierząt wymienionych w Biblii oraz innych zagrożonych gatunków zwierząt pustynnych. Jednak jak się okaże później dużo ich nie ma;) Na wolnym wybiegu znajdują się osły, antylopy adaks czy antylopy Oryx.
Jednak największą atrakcję stanowią strusie, a tak naprawdę Jeden:) Początkowo struś wydawał się bardzo przyjazny, podszedł bardzo blisko samochodu, zaglądał do okienka, przechadzał się w prawo i w lewo... cóż za doskonały model!
ten wzrok powinien dać nam jednak do myślenia...
Jednak to nie koniec! W końcu będziemy mijać strusia w drodze powrotnej do wyjścia. Jak się okazuje nie będzie to jednak takie łatwe, struś wykazuje nadmierne zainteresowanie naszym pojazdem i staje nam na drodze. Wszystko fajnie, parę fot ale w tym momencie struś postanawia wypowiedzieć nam wojnę i przeprowadzić atak.
Chcąc nie chcąc, w obawie o samochód z wypożyczalni postanawiamy się wycofać i poczekać aż struś znajdzie nową zdobycz. Do przodu, na przynętę puszczamy autobus wycieczkowy. Wielkość autobusu nie przeraża strusia i wypowiada wojnę kolejnej maszynie mechanicznej. Jednak wizja bezpieczeństwa była krótkotrwała, struś szybko dostrzega nasz samochód za autobusem... puszcza autobus wolno i przeprowadza kolejny atak na nas. Tym razem postanawiamy być bezlitośni i napędzeni owacjami z autobusy próbujemy uciec, struś dziobiąc samochód biegnie za nami kilkaset dobrych metrów, aż w końcu odpuszcza... 1:0 dla nas
;) Przed opuszczeniem Parku znajdujemy jeszcze strusie jaja
Teraz na spokojnie możemy udać się do części ogrodzonej
:) Mieszkają tam szakale, wilki, rysie i inne koty, sępy, węże etc. Jest też pawilon zwierząt nocnych.
Podsumowując, czy warto. Gdyby nie przygoda ze strusie, nie! Szczególnie jeśli wiemy co nas czeka w tel-Awiw:) Ale o tym w relacji z dnia ostatniego
:)
Kolejny punktem programu będzie Timna Park. Niestety nie jest to Park Narodowy, dlatego zielona karta nie obejmuje wstępu do niego co wiąże się z wydatkiem 49NIS/os. Timna Park obejmuje około 15.000 hektarów powierzchni, mającej kształt podkowy.
Przy wjeździe dostajemy mapkę z najciekawszymi formacjami skalnymi, podjeżdża się pod nie samochodem i są widoczne w zasięgu kilku kroków. Na terenie parku jest tez wyznaczonych parę szlaków pieszych między atrakcjami. Do największych należą grzyby skalne, łuki oraz filary Salomona czyli wysokie kolumny z piaskowca. W dolinie otoczonej stromymi skałami, w których znajduje się też pierwsza znana z historii kopalnia miedzi. Informacje praktyczne tutaj http://www.parktimna.co.il/EN/, a Park naszymi oczami ponizej
Relacja super, nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Sam lecę w podróż podobną trasą za dwa dni. Czy karta wstępu do parków za 110 NIS umożliwia także wjazd kolejką do Masady?
Ami921 napisał:wiecie może ile kosztuje wjazd kolejką na szczyt Masady?Prawdopodobnie wstęp to NIS 25 ($6.25/£3.10), dzieci za pół ceny.Zaś w wersji z kolejką linową NIS 66 ($17/£8.25). Kolejka działa od 8-mej do 16-tej, w piątek do 14-tej, w sobotę nie działa.
Relacja fajna, widać że się zbytnio nie forsowaliśćie
;) Jaki samochód dostaliście za 500zł?Przy okazji morze martwe nie jest najniższym punktem na ziemi
:ugeek:
vincenz napisał:Relacja super, nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Sam lecę w podróż podobną trasą za dwa dni. Czy karta wstępu do parków za 110 NIS umożliwia także wjazd kolejką do Masady?Niestety nie.Ami921 napisał:wiecie może ile kosztuje wjazd kolejką na szczyt Masady?Sami tego nie sprawdziliśmy, ale z informacji znalezionych w necie przed wyjazdem: wjazd i zjazd kolejka ok.72NIS (inne źródła mówiły o 49NIS), sam wjazd i zejście samemu to 54NIS (rozumiem, że obie ceny zawierają już wstęp na Masade). Sam bilet wstępu to koszt ok. 23-29NIS. Tutaj też są jakieś pakiety http://masada.org.il/endlugi_szmul napisał:Relacja fajna, widać że się zbytnio nie forsowaliśćie
;) takie było założenie przy podróżowaniu w 4 osoby:) Gdybyśmy podróżowali w dwójkę wakacje na pewno byłyby bardziej aktywne;) Z jednej strony ominęliśmy dość sporo atrakcji, które były na naszej liście i tego żałujemy (dlatego w relacji wypisuje też punkty/atrakcje, które chcieliśmy zobaczyć a musieliśmy odpuścić), ale z drugiej strony nie żałujemy braku wakacji w trybie turbo;)A z każdym dniem będzie jeszcze spokojniej, ale moim zdaniem równie ciekawie, a nawet ciekawiej
:)dlugi_szmul napisał:Jaki samochód dostaliście za 500zł?Zakupiliśmy opcję najtańszą czyli samochód grupy A Suzuki Alto 1.0, dostaliśmy klasę wyżej czyli Samochód grupy B - Hyundai i10dlugi_szmul napisał:Przy okazji morze martwe nie jest najniższym punktem na ziemi
:ugeek:Najniższym punktem na Ziemi jest wybrzeże Morza Martwego, tak lepiej?
;)
Ja czytam!Czekam niecierpliwie na ostatni odcinek! Sporo nowych informacji u Was znalazłem, przydadzą się bardzo bo za 12 dni wyruszam na podbój Izraela.
W naszym przypadku kontrola na lotnisku trwała prawie 3 godz.,pytania kontrolerki dotyczyły przede wszystkim mojej relacji z moja dziewczyna - kim dla siebie jesteśmy,jak dlugo jesteśmy razem,jakie mamy plany etc. Dziwne,o sensie bardzo osobiste,ale ok. Dopiero później padły pytania co wywozimy i czy sami to kupiliśmy czy od kogoś dostaliśmy. Mieliśmy ze sobą oliwki i humus i właśnie puszka z oliwkami wzbudzała największe podejrzenia
;)Wysłane z mojego GT-I9300 przy użyciu Tapatalka
Myślę, że spokojnie. Sami czasami naciągaliśmy linki przy użyciu kamieni, bo ziemia była zbyt twarda na wbicie śledzia
:)Inna rzecz, że z jednej super miejscówki musieliśmy zrezygnować z powodu podłoża, które nie pozwalało na wbicie śledzia a wiatr był na tyle silny, że bez tego ani rusz.
Mam pytanie o to wejście na Masadę od strony wschodniej, czyli to po którym wchodziliście. Czy trudne jest to podejście, czy są schody, a jak są to czy dużo? W porównaniu do np Ait Benhaddou (widzę że byliście tez w Maroku) jest o wiele bardziej męczące? Chcemy zobaczyć wschód słońca z Masady, więc nie możemy wykorzystać kolejki linowej, tylko będziemy musieli tułać się po ciemku po tej ścieżce, a że tymczasowo kończyny nam niedomagają, to upewniam się że jest to wykonalne.
jotpol napisał:Mam pytanie o to wejście na Masadę od strony wschodniej, czyli to po którym wchodziliście. Czy trudne jest to podejście, czy są schody, a jak są to czy dużo? W porównaniu do np Ait Benhaddou (widzę że byliście tez w Maroku) jest o wiele bardziej męczące? Chcemy zobaczyć wschód słońca z Masady, więc nie możemy wykorzystać kolejki linowej, tylko będziemy musieli tułać się po ciemku po tej ścieżce, a że tymczasowo kończyny nam niedomagają, to upewniam się że jest to wykonalne.To są dwa różne podejścia. Na Masadę jest zdecydowanie dłuższe i stopnie są tylko na samym końcu. Najgorszy w podejściu był upał, jeśli będziesz robił to wcześnie rano ta część minusów Cię ominie (a polecam udać się tam na wschód, my niestety tego nie zrobiliśmy i żałowaliśmy). ścieżka ma długość ok 2km i zgodnie z tablica informującą wyjście tą ścieżka to ok 700kroków. Dla nas wyjście nie było męczące (tylko ten upał), ale piszesz, że masz jakieś problemy więc niestety trudno mi ocenić na ile Ci zdrowie pozwoli. Zawsze możesz spróbować i w ostateczności poczekać na kolejkę.jak możemy jeszcze jakoś pomóc to pisz
:)
Idziemy szlakiem zielonym, a wracamy czarnym – w większości drogi te się pokrywają, tylko przez mały jego fragment zielony biegnie dnem kanionu, a czarny górą.
Momentami droga dnem kanionu jest całkiem ciekawa
a to już w drodze na górę kanionu
krótka zabawa z cieniem
i powrót do Eilatu (polecamy wizytę wcześniej, kanion oświetlany promieniami słońca z pewnością wygląda jeszcze lepiej)
W planie było ruszenie na północ, aby omówić plan idziemy na kawkę do McDonald, a tam taka codzienność;)
Po sprawdzeniu pogody na najbliższe dni nad morzem śródziemnym decydujemy się jednak zostać w Eilat i poleniuchować dzień dłużej.
Wracając z Czerwonego kanionu, naszą uwagę przykuwa super ulokowane pole namiotowe i jak się okazuje wracamy tutaj ok 21.00. I to był zły znak! Zgodnie z zasadą, że rozbijamy się po 22, miejsce to okazuje się nie być naszym docelowym. Niestety! Już wyobrażałam sobie zachód słońca w tych pięknych okolicznościach górskich. Podłoże okazuje się tak twarde, że o wbiciu śledzia można zapomnieć. Wiatr jest tak silny, że o utrzymaniu namiotu bez śledzi, nie mówiąc o jego rozbiciu możemy pomarzyć:/ Szkoda. Przy próbie rozbicia namiotu znajdujemy jednak nasza polską pięciozłotówkę (chyba trochę tu leży)
chcąc/nie chcąc wracamy do naszego miejsca noclegowego z poprzedniej nocy.
CDNDzień kolejny czyli lenistwa ciąg dalszy, będzie krótko :)
Dziś postanowiliśmy poplażować na przeciwległym brzegu Morza Czerwonego i przekroczyć granicę z Jordanią. Jednak jak szybko wczoraj wieczorem taką decyzję powzięliśmy, dziś po przyjechaniu na granicę równie szybko z niej zrezygnowaliśmy. Okazało się, że przejazd na drugą stronę to koszt 200NIS/os. Nie jest to opłata wizowa, a opłata za wjazd 100NIS i drugie 100NIS w drodze powrotnej, za wyjazd. Szybka kalkulacja, 200NIS*4os, jakieś 4-5h, Aqaba i rafa koralowa po drugiej stronie, nie dziękujemy. Aqabe podziwiamy z daleka ;)
Jak ktoś jest zainteresowany, w pobliży granicy z Jordania znajduje się Park Migracji Ptaków :)
Pozbawieni możliwości odwiedzenia Jordanii, udajemy się na plaże w okolice centrum nurkowego, gdzie odpoczywamy do późnych godzin popołudniowych. Zdjęć brak :)
Bedzie natomiast zdjęcie pysznego dużego kebaba przy głównym deptaku w Eilat (bliżej końca ulicy derech Pa'amei HaShalom). Koszt to 35NIS naleśniku, w bułce ok.10NIS taniej. Polecamy tego pierwszego, mimo, że byliśmy bardzo głodni, nie byliśmy w stanie zjeść całego. Z naszym polskim kebabem nie miał on nic wspólnego. Nie stosują tutaj techniki - upchaj sałaty, zaoszczędzisz na mięsie. Ten kebab to mięso, dużo mięsa! A dodatki i sosy wybierasz sobie sam i ile chcesz:)
Najedzeni ruszamy w kierunku Timna Park, jednak tam nie docieramy, przynajmniej teraz :)
Mamy już za sobą ok 500km, po drodze mijaliśmy kilkadziesiąt, jak nie setki kierunkowskazów na różne "atrakcje", o których nie słyszeliśmy, a przewodniki o nich milczą. I tak spontaniczna decyzja, skręcamy w drogę za pierwszym kierunkowskazem jaki się pojawi na naszej trasie. Długo nie musimy czekać :) Shehoret canyon. Jedziemy! oczywiście zgodnie z zasadą z wypożyczalni no off-road:)
Po drodze robimy jeszcze zdjęcie mapki, która przyprawia nas nie mal o łzy. Gdzie są nasze rowery?! Byłoby gdzie i ciekawie pojeździć! Mapka ma jednak jeden mały minus, nie ma na niej zaznaczonych szlaków.
aż dojeżdżamy do punktu, gdzie dalej jechać się nie da.
Obieramy więc pieszy szlak do Shehoret canyon (szlak zielony). Droga od samego początku wiedzie pięknym dnem kanionu.
Idziemy tak przed siebie, nie wiemy czy szlak gdzieś zawija czy nie, czy doprowadzi nas do naszego parkingu czy będziemy musieli zawróci tą samą drogą. Przy każdym zakręcie mówimy sobie, jeśli za nim droga nie zakręca, zawracamy.
Słowa jednak za każdym razem nie dotrzymujemy i idziemy dalej. Całe szczęście. Dochodzimy do pięknego otwartego dna kanionu, z każdej strony otoczonego pięknymi górami.
Do wyboru mamy zawrócić, iść przed siebie lub szlakiem czerwonym w prawo. Wybieramy opcję ostatnią. Mamy nadzieje, że szlak później zakręci w prawo jeszcze dwa razy;) Teraz musimy podążać szlakiem czerwonym, który początkowo biegnie lekko w górę
idziemy na szczyt tej ścieżki, by na jej końcu podziwiać takie oto widoki w świetle zachodzącego słońca:) jest pięknie!
Zachód słońca za nami, nadal nie wiemy czy droga zaprowadzi nas na parking, humory nam dopisują więc w sumie średnio się tym przejmujemy :) W końcu pojawia się długo wyczekiwany zakręt!
Chwile później, po zejściu ponownie do podnóża gór przejścia kilkuset metrów po płaskim, otwartym terenie widzimy kolejny zakręt, tym razem musimy podążyć szlakiem czarnym. Jakieś 15 min spacerkiem i docieramy do parkingu, yupi! Startowaliśmy z dna kanionu, wróciliśmy u góry.
Podsumowując trasę, szlak: zielony-czerwony-czarny, a na endomondo wyglądało to tak
Korzystając ze zdjęcia wcześniej zrobionej mapki stwierdzamy, że przy Timna Park jest pole namiotowe. Idealnie. Na miejsce docieramy przed 22... zastanawiające, chyba nie będzie dane nam tu dzisiaj spać;) i tak też się dzieje, pole namiotowe jest na terenie Parku, do którego wstęp jest tylko do 16:) Zawracamy, po drodze mijaliśmy jakieś zabudowania, może tam się uda. Brama, drut kolczasty, droga jednokierunkowa, zakaz wjazdu... decyzja może być tylko jedna, wjeżdżamy :)
Tym samym trafiamy do kibbutz Elifaz, czyli zamkniętej komuny, ale o tym dowiadujemy się później. Po przekroczeniu bramy próbujemy znaleźć jakiegoś mieszkańca,chcąc zapytać o możliwość rozbicia namiotu, jednak poza dwoma chińczykami, pustki. Błądząc ulicami kibbutzu trafiamy do stołówki, gdzie dobry kucharz uzupełnia nasze płyny i częstuje woda mineralną oraz sokiem na wynos;) Ruszamy na dalszy spacer, udaje nam się złapać jakąś kobietę i to mówiącą bardzo dobrze po angielsku. Jednak sama nie może udzielić nam odpowiedzi na pytanie czy możemy tu zostać, ale wykonuje kilka telefonów w tej sprawie. Jako, że jesteśmy płeć mieszana i mamy samochód, odmawiają. Na terenie przebywa jakaś grupa młodzieży i ich opiekun nie godzi się, aby "doświadczyli" widoku par;)
PS. Tak wyglądał Elifaz następnego dnia, kiedy przyjechaliśmy tutaj ponownie :)
Zgodnie z radą kobiety ruszamy dalej na północ. Gdzie mamy spróbować szczęścia w innym kibbutzu, do którego niestety nie udaje nam się dostać. I tak trafiamy pod bramę Hai Bar Yotvata. Jednak i tutaj godziny otwarcia są dla nas niesprzyjające (swoją drogą, za każdym razem bawi nas sposób podawania godzin otwarcia, od tyłu)
Jest już po 22, więc postanawiamy, że nie poddamy się tak łatwo;) Za bramą widzimy kolejna grupę młodych osobników, jednak nikt nie reaguje na nasze wołania. Wtedy orientujemy się, że kłódka na bramie jest tylko dla picu. Wystarczy podnieść drążek i brama magicznie się otwiera:) bez zastanowienia zostawiamy samochód za bramą i wyruszamy w poszukiwaniu zgody na rozbicie namiotów. I znajdujemy, w skrócie nasza rozmowa przebiega tak:
- witamy, czy możemy tutaj przenocować?
- A jak Państwo się tutaj dostali?
- Przez bramę
- jak to? Mh, ktoś musiał zapomnieć zamknąć
- yhy... otwarta była (brak zawahania był tutaj konieczny)
I tak udaje nam się znaleźć kolejne miejsce noclegowe
W ciągu nocy dobiegają nas dziwne, zwierzęce odgłosy. Rano wszystko się wyjaśnia.. parę kroków od naszego namiotu dostrzegamy tabliczkę... zakaz wejścia, niebezpieczne zwierzęta... ;)
cdnW nocy zdąrzyliśmy się zaprzyjaźnić z dziwnymi odgłosami, dlatego postanawiamy skorzystać z kolejnego bloczka na zielonej karcie i odwiedzić zwierzynę osobiście:) Wjazd do parku Hai-Bar Yotvata możliwy jest tylko własnym samochodem, a wstęp bez karty to koszt ok 35NIS/os.
Zwiedzanie składa się z dwóch części: pierwsza część to mini safari, gdzie po ogrodzonym terenie jeździ się autem, a zwierzęta chodzą "swobodnie" obok/między samochodami, druga część przypomina ZOO. Rezerwat został założony w celu wspierania hodowli zwierząt wymienionych w Biblii oraz innych zagrożonych gatunków zwierząt pustynnych. Jednak jak się okaże później dużo ich nie ma;) Na wolnym wybiegu znajdują się osły, antylopy adaks czy antylopy Oryx.
Jednak największą atrakcję stanowią strusie, a tak naprawdę Jeden:) Początkowo struś wydawał się bardzo przyjazny, podszedł bardzo blisko samochodu, zaglądał do okienka, przechadzał się w prawo i w lewo... cóż za doskonały model!
ten wzrok powinien dać nam jednak do myślenia...
Jednak to nie koniec! W końcu będziemy mijać strusia w drodze powrotnej do wyjścia. Jak się okazuje nie będzie to jednak takie łatwe, struś wykazuje nadmierne zainteresowanie naszym pojazdem i staje nam na drodze. Wszystko fajnie, parę fot ale w tym momencie struś postanawia wypowiedzieć nam wojnę i przeprowadzić atak.
Chcąc nie chcąc, w obawie o samochód z wypożyczalni postanawiamy się wycofać i poczekać aż struś znajdzie nową zdobycz. Do przodu, na przynętę puszczamy autobus wycieczkowy. Wielkość autobusu nie przeraża strusia i wypowiada wojnę kolejnej maszynie mechanicznej. Jednak wizja bezpieczeństwa była krótkotrwała, struś szybko dostrzega nasz samochód za autobusem... puszcza autobus wolno i przeprowadza kolejny atak na nas. Tym razem postanawiamy być bezlitośni i napędzeni owacjami z autobusy próbujemy uciec, struś dziobiąc samochód biegnie za nami kilkaset dobrych metrów, aż w końcu odpuszcza... 1:0 dla nas ;)
Przed opuszczeniem Parku znajdujemy jeszcze strusie jaja
Teraz na spokojnie możemy udać się do części ogrodzonej :) Mieszkają tam szakale, wilki, rysie i inne koty, sępy, węże etc. Jest też pawilon zwierząt nocnych.
Podsumowując, czy warto. Gdyby nie przygoda ze strusie, nie! Szczególnie jeśli wiemy co nas czeka w tel-Awiw:) Ale o tym w relacji z dnia ostatniego :)
Kolejny punktem programu będzie Timna Park. Niestety nie jest to Park Narodowy, dlatego zielona karta nie obejmuje wstępu do niego co wiąże się z wydatkiem 49NIS/os. Timna Park obejmuje około 15.000 hektarów powierzchni, mającej kształt podkowy.
Przy wjeździe dostajemy mapkę z najciekawszymi formacjami skalnymi, podjeżdża się pod nie samochodem i są widoczne w zasięgu kilku kroków. Na terenie parku jest tez wyznaczonych parę szlaków pieszych między atrakcjami. Do największych należą grzyby skalne, łuki oraz filary Salomona czyli wysokie kolumny z piaskowca. W dolinie otoczonej stromymi skałami, w których znajduje się też pierwsza znana z historii kopalnia miedzi. Informacje praktyczne tutaj http://www.parktimna.co.il/EN/, a Park naszymi oczami ponizej